Równoległe światy
Wylądowałam właśnie w Indiach, wpadłam w objęcia szalonego gwaru, hałasu i zapachu nocnego Delhi. Błyszczącymi oczami wypatruję nowej przygody, odurzona aromatem kolejnej podróży w siebie, do onirycznego królestwa emocji i transformacji. Unoszę się. Ociekam zaufaniem, skrzę się miłością, paruje bliskością. Zaciągam się palo santo i wstrzymuje oddech od pulsującej energii zawieszonej w ciszy wpatrzonych w siebie dwóch światów. Czarne i białe wilki spuszczone ze smyczy, siła i wiara, że zostaną tylko te wierne, dokarmiane z dna serca. Droga do światła nakreślona melodią cudownego fletu, wstęgą rozpuszczonych włosów, zapachem różanego drzewa.
Jestem właśnie w Hanoi, zakasałam rekawy i trochę podrapana, lekko utytłana – buduje. Sama, cegła po cegle, z rozwianą dyscypliną i spoconą silną wolą. Błyszczącymi oczami wpatruje się w płynne, złote słońce rozlane na szarej tafli jeziora, odurzam się tańcem poszarpanych, zielonych liści, kipię radością czując falę wiatru wciskającego się pod motorowy kask. Idę. Podpalam święty korzeń, wcieram kroplę sandałowego drzewa w zagłębienie między obojczykami i z pełnym zaufaniem, miłością i energią idę do mojego światła.
Nie śpię, wróciłam wszystkimi myślami i wspomnieniami do Arambolu. Dopiero zaczynam rozumieć lekcje jakie odbyłam w jego objęciach, mądrości które odsłaniał przede mną w nieprzypadkowym porządku.
“Zabierz tę przestrzeń ze sobą, do swojego codziennego życia, pamiętaj, że jest dostępna zawsze, kiedy jej potrzebujesz, wystarczy, że zajrzysz w głąb”.