Kierunek Wietnam
Widok z północnego brzegu jeziora Ho Tay (West Lake) na dzielnicę, w której spędzam moje pierwsze tygodnie w Hanoi – Quan Tay Ho (Tay Ho District).
2016. Rok ognistej małpy. Rok zakorzenienia, dbania o siebie i pogodzenia się ze zmianami. Rok zagrożeń i mądrości.
Ostatnie miesiące przygotowały mnie na nowe. Zrobiłam co miałam zrobić, teraz pora puścić wszystko i skoczyć. Na nogi, główkę, brzuch, cokolwiek! Byle się odważyć!
Dokładnie tydzień temu zamknęłam wszystkie sprawy, pożegnałam bliskie mi osoby i miejsca, rozstałam się z rzeczami, które nie są mi potrzebne. I wyjechałam do innego, oswojonego już świata – Wietnamu. Zostanę tu kilka miesięcy, może dłużej. Startuję w Hanoi, tu czeka na mnie praca, którą zaczynam po weekendzie. Trochę się stresuję. Może to bez sensu, przecież zdarzało mi się już wywracać wszystko do góry nogami i zaczynać od nowa. Tylko chyba nigdy wcześniej nie było to tak moje i tak dla mnie ważne. Daję sobie więc prawo do tego stresu i staram się przygotować, osładzając sobie wszelkie wolne chwile. Włóczę się po mieście, zajadam pho, chłonę leniwą atmosferę Nowego Roku, próbuję swoich sił w zwariowanym ruchu drogowym i korzystam z nietypowego, jak na luty, upału. Próbuję z każdym dniem poczuć się tu jak u siebie. Ciekawe ile mi to zajmie:)