Menu ☰

wyżerka w vientianne

Po dwóch miesiącach odżywiania sie kluskami i wołowiną w Wietnamie z rozkoszą rzuciliśmy się na bogatą, “europejską” ofertę gastronomiczną restauracji w stolicy Laosu. Dzielnica, w której mieszkaliśmy roiła się od francuskich piekarni kuszących kanapkami, croissantami i sałatkami. Lokale w okolicy serwowały wszystkie ulubione smakołyki – steki, ziemniaki, kotlety, zupy, etc. Ja byłam wygłodniała warzyw i sałatek, którymi zazwyczaj karmie się letnią porą w Warszawie. Dość już gorących zup i smażonych dań w upalne dni. Kuba z lubością pochłaniał croissanty z dżemem na śniadanie. Znaleźliśmy tez skarb nielichy – schaboszczaka. I to jakiego! Wilką porcję z 2-3 idealnych kotletów, pieczonych ziemniaków i symbolicznej ilości zieleniny. Dopełnieniem naszego szczęścia był fantastycznie (niestety drogo) zaopatrzony supermarket i aneks kuchenny w naszym pokoiku. Dzięki temu zjedliśmy najlepszą kolację od miesięcy – kanapkami z masłem, żółtym serem, szynką parmeńską i pomidorem. Najlepsze kanapki w moim życiu…



Wielkie sałatki z pomidorami, serem pleśniowym, chrupiącym bekonem, parmezanem, jajkiem, kurczakiem za ok. 30-40,000 LAK czyli 10,5 – 14 PLN. Sprawiedliwa porcja schabowego za 55,000 LAK (19 PLN)

Kolacja jak u mamy – talerz świeżych, pysznych kanapek. Trudno powiedzieć jaki koszt, ale ani ser ani szynka nie były tanie.

Lokalne jedzenie jest troche tańsze od europejskiego – duża porcja “sticky rice”, który jemy palcami formujac w kulki, kosztuje 5,000 LAK (1,7PLN). Do tego soczysty kurczak i żeberka z grilla – po 30,000 LAK (10,5 PLN) za porcję.

Mała przekąska z ulicznego stoiska – smażony kotlecik rybny za 3,000 LAK (1 PLN).

Tagi: , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *