Wegańska perełka w Sajgonie
Przestawienie się po 4 miesiącach z niemal całkowicie wegetariańskiej diety na mięsne ucztowanie w Sajgonie przyniosło efekty już po 2 dniach – uczucie ciężkości, dziwne wahania nastroju, ból głowy. Nic dziwnego – rzuciłam się na pho z wołowiną, bun bo hue z wieprzowymi frykasami, chrupiące banh mi z pasztetem i ulubionymi klopsikami xiu mai. Myślę, że organizm po prostu zgłupiał 🙂 Do tego z plażowego Goa w Indiach przeniosłam się prosto do 12 milionowej metropolii… fakt, że pewnie 40% jej mieszkańców rozproszyło się akurat po całym kraju z powodu Wietnamskiego Nowego Roku (Tet) nie zmniejszył specjalnie gwaru, chaosu i zanieczyszczenia. Tak czy inaczej, absolutnie oczywiste było dla mnie, że zaczynam rozglądać się za bezmięsnymi rozwiązaniami, co, z powodu rzeczonego święta okazało się niełatwe.
Wege jedzenie w Wietnamie nazywa się “chay”i większość tego typu jadłodajni nie funkcjonuje w “trybie streetfoodowym”, a raczej “restauracyjnym” i gdzie nie pojechałam musiałam po prostu całować klamkę. Trafiły mi się w końcu dwie otwarte knajpy-muzea, w których czułam się jak eksponat, oświetlony światłem jarzeniówek i przewiercany wzrokiem obsługi. Nie poradziłam sobie z tym ciężarem i jedno miejsce pod jakimś absurdalnym pretekstem opuściłam, a z drugiego wyniosłam (rewelacyjną nota bene) sałatkę z młodego jackfruita, żeby zjeść ją w ulicznym, chodnikowym anturażu łykając słońce i obłoki spalin – nic nie poradzę, że tak po prostu smakuje mi najbardziej.
Dziełem cudownego przypadku trafiłam 3 dni temu na wegańską knajpę serwującą absolutny wietnamski klasyk – zupę pho! Co więcej, jest tam też kilka innych popularnych pozycji, do tego wspaniała, domowa atmosfera, świetne ceny i… jest to typowa knajpka ‘hole in the wall’ otwarta na ulicę! Ucztowałam tam 2 dni pod rząd i gdyby nie masa miejsc, które chciałam jeszcze przetestować, mogłabym właściwie nie stołować się już nigdzie indziej.
Bezbłędne mi quang, popularna w centralnym Wietnamie zupa, tutaj w wersji 100% vegan, z grzybami i plastrami kurczaka zrobionymi z tofu. 40.000 vnd (mniej niż 2$).
Goi cuon – popularne na południu świeże sajgonki, pyszne, chrupiące i bez grama mięsa. Serwowane z sosem orzechowym i rybnym z chili (9.000 vnd/sztuka).
Miseczka dau phu pate, esencjonalnego ‘pasztetu’ z tofu – 20.000 vnd.
Vegańskie pierożki won ton (3.000 vnd/szt), popularne śniadaniowe piramidki banh gio z ciasta ryżowego wypełnionego farszem z tofu i grzybów i rewelacyjne vegan pho pełen grzybów i zrobionych z soi „mięsiw” (35.000 vnd/szt)
Jeden z moich ulubionych przysmaków – ryżowe, gotowane na parze banh beo, które kolejny raz mam okazję próbować w wegańskiej wersji i przekonuje się, że jest smaczniejsze niż krewetkowy oryginał.
Pho Chay Nhu, 54 Truong Nguyen, Q3, Saigon.