Letni poranek w Hanoi
Poranny autobus numer 31 do Starej Dzielnicy Hanoi wypełniony jest podskakującą na wybojach, bujającą się na zakrętach ludzką masą. Dmuchające z klimatyzatorów, lodowate powietrze skutecznie powstrzymuje, doskwierający, letni gorąc. Spieszę się na spotkanie z Thanh, która zabiera mnie na weekend do swojego rodzinnego miasteczka. Dźwięczący sms z przeprosinami powiadamia mnie, że mam dodatkową godzinę i nie mam najmniejszych wątpliwości jak ją spędzić. Krótka włóczęga zatłoczonymi uliczkami i już siedzę przy maleńkim stoliku, a moje usta oblepia słodko-gorzki, kofeinowy płyn. Popijam jak dziecko, siorbiąc z łyżeczki i wsłuchując się w radosne postukiwanie kostek lodu w wysokiej, zroszonej szklance. Topią się błyskawicznie w lipcowym upale, pozostawiając spoconą kałużę na oklejonym “drewnianą” ceratą stoliku. Tuż przed moim nosem przykuca przekupka z plastikowym, plecionym koszykiem. Rozkłada drewniany taborecik i kawałek kartonu na którym, obok przenośnej wagi, ląduje pokaźna porcja wieprzowiny. Tym sposobem maleńka kawiarnia zmienia się na kilkanaście minut w rozbrzmiewające postukiwaniem tasaka targowisko, a przycupnięci nad czarnym naparem smakosze zamawiają żeberka i świńską skórkę. Chwila, moment i mięsny kram znika, zastąpiony w mgnieniu oka koszami pełnymi warzyw. Za plecami kolejnej handlarki poranne Hanoi kotłuje się i kłębi w drodze do pracy i pilnych, codziennych spraw. Młody, skupiony chłopak, przemyka na rowerze, balansując, niczym cyrkowiec, tacą z dwoma miskami pełnymi parującej zupy. Niemal niezauważony przez nikogo, dla mnie wydaje się być jakimś symbolem tej pulsującej, niezwykle synergicznej w pozornym chaosie miejskiej masy…
Po godzinie tego widowiska wypatruję wreszcie zdenerwowaną swoim spóźnieniem Thanh, która nawet nie wie jak wspaniały prezent mi podarowała. Obudziła we mnie ciekawość, którą ostatnio gdzieś zgubiłam. Radość z każdej chwili w tym mieście, chęć spróbowania kolejnych niespodzianek, które skrywają wszystkie ulice i zakamarki Hanoi. Póki co wskakuję na siedzenie jej małej Hondy i ruszamy w żar i roztrąbiony hałas wietnamskich autostrad.