Street food w Hanoi
Nie twierdze, że jestem ekspertem wietnamskiej kuchni, ale najlepsze jedzenie “z Hue” jadłam w Sajgonie (Mon Hue, już o tej knajpie pisałam i polecam!), a najlepszy przysmak północy – Bun Cha – w Warszawie… Co nie oznacza, że Bun Cha w Ha Noi jest złe – jest po prostu gorsze;] Dopiero wczoraj przyjechaliśmy do stolicy, rozglądamy się, ogarniamy i niewiele mieliśmy okazję skosztować, więc nie mamy też dużego porównania. Nadrobimy – mamy na to jeszcze co najmniej tydzień. Niestety nadal jest zimno… Na szczęście przestało padać. Mamy za to wypasione warunki mieszkalne – z ogrzewaniem! Jest to luksus, o jakim nie marzyliśmy i baaaardzo nam się podoba!
Dziś pierwszy raz powłóczyliśmy się po mieście i zwróciłam uwagę, że uliczne jedzenie wygląda tu dużo gorzej niż wszędzie dotychczas:( Po tylu miesiącach w Azji mam naprawdę niską wrażliwość na warunki w jakich spożywam posiłek, ale dziś przeszliśmy wiele uliczek Starej Dzielnicy, zanim znaleźliśmy miejsce, w którym odważyłam się zjeść.
Z niewielkiego menu wybrałam wspomniane Bun Cha oraz Nem Cua Be. Bun Cha to danie składające się z podawanych osobno: grilowanej wieprzowiny pływającej w miseczce sosu rybnego, octu i cukru, zimnego makaronu bun oraz zieleniny (sałata, bazylia i kilka innych ziół, których nazw nie znam). Wszystkie elementy łączymy w miseczce z mięsem i wcinamy. Standardowo wieprzowina pokrojona jest w plastry i grillowana – taka wersja zawiera spore kawałki świńskiego tłuszczyku, i właśnie taką wersją przywitało mnie Ha Noi. Smaczne, ale musze koniecznie upolować bun cha z mielonych kotlecików wieprzowych – myślę, że będzie dużo smaczniejsze. Nem cua be to sajgonki wypełnione kawałeczkami kraba (cua), makaronem bun, grzybami i ziołami. Najczęściej podawane są w miejscach serwujących bun cha i macza się je w tym samym sosie, w którym pływa mięso. Warto spróbować, ale sajgonki z krewetkami czy wieprzowiną biją je na głowę.
Bun cha
Nem cua be
Za 1 porcje bun cha, 1 sajgonkę (pokrojoną na 4 kawałki) i butelke zielonej herbaty Khong Do zapłaciliśmy 47,000 VND, czyli 6,5 PLN. Ceny wielkomiejskie, nie ma co…
Przez resztę dnia sprawdziliśmy jeszcze kilka wietnamskich standardów:
-> Pho Ga (z kurczakiem) – rosół zdecydowanie mniej tłusty od wołowego, świeższy w smaku i delikatnie kwaśniejszy, m.in. dzięki trawie cytrynowej. Solidna porcja za 30,000 VND (4,5 PLN) sprawdza się świetnie o 1 w nocy (przetestowane po dotarciu do Ha Noi)- syci, ale nie powoduje uczucia przejedzenia.
Pho ga Nguyet, 5 Phu Doan, Hoan Kiem District, Hanoi; otwarte od 6pm do późnych godzin nocnych
-> Banh Bao – bylo tak dobre, że nawet Kuba jedno wpałaszował. Najlepsze reko, poważnie;] Gorące, z pysznym mięskiem i bonusowym jajkiem. Wesoła babulinka wzięła od nas 10,000 VND za sztukę co jest bardzo uczciwą ceną. Poprzedniego wieczora, w tej samej okolicy, krzyknięto nam 35,000 VND za sztukę… Sprzedawca został wyśmiany:)
Banh bao
-> Bia Hoi – jest to lekkie, nisko alkoholowe piwo warzone w ciągu jednego dnia i nalewane przez plastikową rurkę prosto z kadzi, która wygląda zwykle niczym wieeelki garnek na zupę;-) Smakuje nieźle, a na dodatek szklanka kosztuje 7,000 VND (0,90 PLN), więc warto zaryzykować i spróbować dla ciekawości. W ten miły sposób zakończyliśmy nasz kulinarny dzień w Ha Noi.
Bia hoi
Nalewak bia hoi