Wietnamska legenda o prostocie
Wietnamczycy może nie są najbardziej uduchowionym narodem, ale jedno należy im oddać – przykładają ogromną wagę do czczenia swoich przodków. Świątynie, wszechobecne ołtarze i ołtarzyki upamiętniające ważne postaci lub nieżyjących już członków rodziny, pełne najróżniejszych dóbr to tutaj codzienność. W okresie Tet (wietnamski Nowy Rok wg. kalendarza księżycowego, przypada zwykle w okolicach początku lutego) takim rytualnym odwiedzinom w świątyniach i upamiętnianiu tych, którzy odeszli poświęca się właściwie cały miesiąc. Miasta zmieniają się nie do poznania, ludzie opuszczają swoje miejsca pracy, sklepiki, stoiska, zamykają wszystko na 4 spusty i ruszają milionowymi tłumami w rodzinne strony, do świątyń i tonięcia w dymie kadzideł. Słodycze, piwo, papierosy, owoce, drobne banknoty – wszystkie podstawowe produkty trafiają w pierwszej kolejności jako ofiara dla tych, którzy odeszli, a dopiero później ewentualnie na talerz tych, którzy jeszcze czują burczenie głodu w brzuchu. Najlepiej jeśli dary są złote, żółte, czerwone – to kolory szczęścia i zamożności.
Ołtarze i obchody w Viem Xa village.
Modlitwa przed Do Temple (Den Do) w Prowincji Bac Ninh.
Z celebracjami i obchodami niemal każdego, ważnego dla Wietnamczyków święta związane są dwie tytułowe potrawy i myślę, że każda osoba mianująca się fanem tego kraju powinna je poznać. Tym bardziej, że wywodzą się z pięknej i prostej legendy traktującej o skromności, umiłowaniu ojczystej ziemi, kraju, rodaków.
Zacznijmy od tego, że ten przyjacielski naród to potomkowie Boga-Smoka i Wróżki – dwójki, która zakochała się w sobie bez pamięci, a owocem tej miłości była setka dzieci, pierwszych Wietnamczyków, którzy zamieszkali ziemię od gór po morze. Najstarszy z synów stał się pierwszym królem głośnego rodu Hung i tym samym założycielem starożytnego Wietnamu. Działo się to mniej więcej 3000 lat p.n.e., nasza legenda sięga odrobinę mniej odległych czasów, dotyczy bowiem jednego z synów szóstego króla Hung. Tenże, w podeszłym już wieku, główkował który z jego licznych chłopców powinien zostać następcą tronu.
Wpadł na pomysł zbadania tego organoleptycznie i poprosił ich o przygotowanie w wyznaczonym czasie kulinarnych specjałów. Książęta ruszyli zatem na dalekie targi, zwrócili się o pomoc do wybitnych kucharzy, pragnąc zachwycić ojca niezwykłymi bądź egzotycznymi smakołykami. Tylko Lang Lieu, najmłodszy z osiemnastu braci, żyjący skromnie ze swoją biedną matką chodził zasmucony, wiedząc, że nie ma szansy stawać w szranki z zamożnymi krewnymi. Termin wyznaczony przez ojca zbliżał się nieuchronnie, a on czuł, że nie ma nic do zaoferowania. Jednej z ostatnich nocy w jego sennym marzeniu pojawił się duch, który podsunął mu pomysł na dwa dania, które miały wykorzystać proste i cenione przez każdego Wietnamczyka dobra, a ich kształt miał symbolizować czczone przez nich Niebo i Ziemię.
Następnego dnia Lang Lieu wyskoczył z łóżka by ruszyć na pobliskie pola i markety. W mig zebrał niezbędne składniki i z delikatnej, ubitej i ugniecionej siłą własnych rąk, ryżowej masy przygotował okrągłe, symbolizuje Niebo ‘banh day’, a z kleistego ryżu, fasoli mung oraz wieprzowego tłuszczu ulepił kwadratowe ‘banh chung’, które stało się symbolem Ziemi. Ta prostota i ukochanie najważniejszych dóbr oraz symboli ujęły króla, nie pozostawiając wątpliwości, że skromny Lang Lieu jest najlepszym kandydatem na kolejnego władcę.
Banh chung.
Banh day
Do dziś oba te “ciastka” są niezwykle popularne podczas obchodów ważnych świąt w wietnamskim kalendarzu, szczególnie Dnia upamiętniającego śmierć Króla Hung (którego – tego nie wie chyba nikt, jest to data raczej symboliczna, przypadająca 10-ego dnia 3-ciego miesiąca w kalendarzu Lunarnym) czy w trakcie długiego świętowania Tet.