Jest lato, a ja jestem na 2-tygodniowej, surowej diecie. Wyzwanie dla mnie trochę, bo od kilku lat jem głównie ciepłe, gotowane posiłki, nie piję napojów z lodem, ukochane lody poszły w odstawke, a i z surowizną uważam bardzo. Ale taki eksperyment zalecił mi pewien ajurwedyjski doktor, któremu zdecydowałam się zaufać – zna mnie już trochę, wie co i jak więc niech mu będzie 🙂 Powrzucam więc tego lata trochę moich surowych eksperymentów – nie ukrywam, że takie przyzwolenie na jedzenie owoców i warzyw bardzo mnie cieszy, a poranne miski ze smoothie to najlepsza inspiracja, żeby wyskoczyć z łóżka (tak, lepsza od porannej praktyki jogi ;)). Nakupowałam masę bio owoców (Lidl, Carrefour, Auchan – sprawdzajcie ich eko ofertę, jest coraz lepsza, coraz więcej rzeczy pakowane jest w recyklingowane opakowania i ceny często są dość przystępne) i blenduję, miksuję, posypuję i zajadam co rano taka michę z wielkim uśmiechem na twarzy. Zdecydowanie polecam zjadanie koktajli w ten sposób, bo ułatwia ich gryzienie – a gryzienie to pierwszy etap trawienia, który często pomijamy pijąc szybko i przez słomkę.