Ashwagandha – panaceum na stres
Uff… zabranie się do wpisu, w którym chcę przekazać trochę faktów o roślinie leczniczej jest trudne. Bo czytam, sprawdzam źródła, bo chcę być pewna, że nie sprzedam Wam tu jakiejś nieprawdy, ale w sumie to nie jestem encyklopedią leków, a każdy ma własny rozum, dostęp do Internetu i jak chce badań naukowych potwierdzających działanie czegokolwiek – to je znajdzie. No! Więc zrzucam sobie ciężar z barków wrzucając go trochę na Wasze i napisze wreszcie co dobrego może Wam dać rzeczona Ashwagandha.
1. Ashwagandha jest adaptogenem
Co to znaczy? Znaczy to, że jest środkiem, który wspomaga naturalne reakcje ciała w odpowiedzi na stres. Robi to wspomagając gruczoły zwane nadnerczami, które działają w pocie czoła by przywracać równowagę w organiźmie po kolejnych wyrzutach kortyzolu i adrenaliny, czyli 'hormonów stresu’. Jak tych wyrzutów jest dużo i często to nadnercza nie zwalniają obrotów i potrzeba im wsparcia – z nim właśnie przychodzi Ashwaganda. Odżywia system nerwowy i pomaga mu (czyli nam!) wejść w stan relaksu.
2. Ashwagandha nie jest stymulantem
Stymulant to taka substancja po której „mamy wrażenie”, że czujemy się lepiej. Piszę „mamy wrażenie”, bo patrzę na takiego ludka jak na całość – ludek jest zmęczony, wypija kawę no i jakoś tak się budzi i nakręca korbkę na kilka godzin, ale jeśli był zmęczony bo np. nadnercza i całe ciało harują bez przerwy, żeby przeładowany i zestresowany ludek jakoś dawał radę, to są już przemęczone i taka kofeina „czerpie” z ich, już i tak nadwątlonych, zasobów. Czyli na dobrą sprawę nie pomaga, bo uszczupla energie, wyczerpuje to co jest już być może na wyczerpaniu. Jakoś to tak się kręci – ile, każdy z nas się pewnie kiedyś przekona.
Pisze to jako osoba uwielbiająca kawę, ale mam świadomość tego, że jak mam duży stres czy nie dosypiam, to ta kawa jest dokopywaniem sobie i z tą świadomością podejmuję wybór czy ją wypić, czy nie.
Stymulantów jest masa – nikotyna, kofeina w formie teiny w herbacie, guaraniny (guarana), mateiny (yerba mate), żeń-szeń, a do tego masa cała lista substancji, które są nielegalnymi stymulantami.
Ashwagandha robi tak, że jest nam lepiej tak w pełni. To się zadzieje wolniej, ale dzieję się prawdziwa pomoc, a nie wyczerpywanie energii życiowej. Dla mnie to cholernie przekonujący argument za jej stosowaniem. Nie powoduje też zatrzymywania wody w organiźmie, ani podwyższenia ciśnienia krwi, co dzieje się zwykle po zażyciu stymulantów – kolejny ważny dla mnie argument.
3. Ashwagandha wspomaga system nerwowy, immunologiczny, reprodukcyjny
Czyli co? Czyli to:
– śpisz lepiej,
– poprawia się Twoje samopoczucie, pamięć, znikają lęki (łagodnieją objawy depresji),
– masz więcej energii, przestajesz w kółko chorować,
– zwiększa się Twoja wydolność fizyczna, wzmacniają mięśnie,
– reguluje się praca Twoich hormonów zatem np. cykl miesiączkowy,
– jeśli masz kłopoty z libido, bezpłodnością – tu też przychodzi Ci z pomocą.
Z tych samych powodów Ashwagandha będzie przyjacielem dla kobiet przechodzących menopauzę – pomoże lepiej radzić sobie z wahaniami nastroju, zmniejszającym się libido, trudnościami z zasypianiem i stresem związanym z wchodzeniem w nowy okres życia.
4. Ashwagandha przyda się przy niedoczynności tarczycy
Nie wiem czy rozmawiacie o tym z kobietami wokół – spróbujcie. Może okazać się, że niemal każda ma jakieś kłopoty z tarczycą. Ciekawy czas, może pozostałości po Czarnobylu w naszych ciałach, może czakry gardła u wszystkich nas, które wołają byśmy zabrały głos – cokolwiek za tym stoi, warto szukać różnych sposobów wspomagania zdrowia. Tu też pomocna może być Ashwagandha – zrobiono już sporo badań, które wskazują na to, że wpływa ona korzystnie na poziom hormonów tarczycy (T3 i T4) w przypadku jej niedoczynności. Warto pogadać z lekarzem, może trafi się jakiś świadomy dobrodziejstwa roślin i doradzi jak używać Ashwagandhy w terapii.
Benefitów jest dłuuga lista, a Ashwagandha, ku mojej radości, od jakiegoś czasu jest w Polsce coraz bardziej dostępna i popularna. Skakałam z radości jak zobaczyłam Ashwagandha Latte w Good Start Deli w Warszawie (zamknięte obecnie, ale mam nadzieje, że gdzieś się znowu objawią), cieszy mnie, że jest do zdobycia w sklepach zielarskich i tych ze zdrowym jedzeniem, i stacjonarnie, i on-line. Nie wiem jak jest z aptekami – jeśli widujecie ją tam, dajcie znać.
Aha – zawsze używam Ashwagandhy w proszku i ma to plus taki, że się doskonale wchłania, ale minusem jest smaczek… raczej nic pysznego i staram się go ukrywać w różnych napitkach, jak matcha latte, złote latte czy moja ukochana, aromatyczna zbożowa kawa. Zwykle konsumuję 1 łyżeczkę dziennie w jednym z tych napojów, chociaż czasem idę w prostotę i robię ashwagandhowego shota – 1/3 szklanki wody, 1 łyżeczka proszku i siup o gardła. Wybierzcie sami, zawsze możecie sięgnąć po tabletki 🙂